Zabiłem dzisiaj 2 sarny, ale nie byłem zadowolony. Szedłem więc dalej w milczeniu i złości, zdeptując każde małe, żywe stworzenie. Nagle na mojej drodze stanęła jakaś wilczyca.
-Czego tu szukasz?-spytała.
-Co cię to obchodzi! Zejdź mi z drogi.-warknąłem.
Wadera spojrzała na mnie dziwnie i powiedziała:
-Czy należysz do jakiejś watahy?
-Nie potrzebuję żadnej watahy. Możesz zejść mi z drogi?-odezwałem się oschle.
-Czy chcesz dołączyć do mojej watahy? Mamy mało członków, a potrzebujemy więcej członków.
-Mało członków?-samotność mi odpowiada-Dołączam.
-Świetnie, pokażę ci nasze tereny.
-Nie tak szybko. Pod jednym warunkiem.
Wilczyca spojrzała na mnie pytająco.
-Chcę zabijać.-wycedziłem przez zęby.
-Możesz być wojownikiem, bo morderców już mamy.-w ogóle się nie wystraszyła.
-OK. W takim razie pokaż mi te wasze tereny.
Wadera oprowadziła mnie i przy okazji przedstawiła się. Nazywała się Shayle. Gdy pokazała mi już wszystko, szybko odszedłem od niej. Chciałem być sam. Położyłem się i zamknąłem oczy. Wyglądałem tak spokojnie, a tak naprawdę obmyślałem śmierć pierwszej ofiary.
<jak ktoś chce może dokończyć>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz